Na początku było Słowo. ..

Prolog Ewangelii św. Jana inspiruje mnie do wykonywanie pracy, którą bardzo lubię – do siania słów, które najpierw wypowiedziało Słowo. Tę pracę możemy inaczej nazwać uczeniem lub katechizacją, ale naprawdę lubię obraz zasianego w glebę ziarna, które (raz posiane) rośnie lub nie, niezależnie od ludzkich wysiłków. W końcu nie jesteśmy przyczyną sprawczą wody ani słońca, możemy jedynie zadbać, by ziarno ową wodę lub światło miało.

Katechizacja to takie sianie ziaren. Jak siewca z Jezusowej przypowieści, który nie patrzy, gdzie sieje, nie obraża się na warunki, nie kalkuluje z góry, że nie warto – po prostu wykonuje swoją pracę, pewnie mimo tych wszystkich głosów, które z „dobrego serca” odradzały mu taki „brak roztropności”. Katechizując najmłodsze dzieci też jesteśmy pozbawieni roztropności. Wszak po co inwestować czas i siły w coś, co i tak nie zostanie przez dzieciaki zapamiętane (kto z nas pamięta co robił mając 4-5 lat? No właśnie…), może nie być zrozumiane (jak wyjaśnić tajemnicę Trójcy Świętej), jest zbyt trudne w tym wieku (dlaczego Jezus tak okrutnie cierpiał)?

Na to pytanie może nie być racjonalnej odpowiedzi. Za to jest wskazówka w Ewangelii – skoro Bóg nas do tego powołał, by iść i nauczać, to nie pytajmy co z tego będzie, tylko siejmy najlepiej jak umiemy!

Pierwsze zajęcia – od tego zależy, do jakiej gleby będziemy siali

Efekty nasze pracy będą tym lepsze, im lepiej przygotujemy sobie glebę pod nasze ziarno, czyli serca naszych milusińskich. Nie zależy to oczywiście od nas w stu procentach, ale w kilku lub kilkudziesięciu na pewno – jeżeli dzieci polubią nas i nam zaufają, chętniej będą słuchały tego, co mamy im do powiedzenia (a to jednocześnie przynosi dodatkowy plus w postaci dobrego zachowania i ciszy na zajęciach, która później „powala” panie wychowawczynie – sprawdziłam :-)).

Dziś zapraszam na krótki przewodnik po pierwszych chwilach katechezy w nowej grupie:

Z dodatkowych ciekawostek (słowo „uwaga metodyczne” jest dla mnie zbyt… sztywne i systemowe. Kto z nas lubi uwagi?) metodycznych: nigdy nie zmuszajmy do niczego, także do przedstawiania się – to przynosi odwrotny efekt (nigdy nie wiemy, jaki jest powód nieśmiałości – równie dobrze może to być choroba, zaburzenie, uwarunkowania środowiskowe wpływające na emocje). Zachęcanie procentuje bardziej. Warto dopytać po zajęciach wychowawców o dzieci, których zachowanie wydaje nam się niestandardowe. Warto wiedzieć czy wynika to z natury (dzieci są ruchliwe, bo są dziećmi!) czy też z jakiegoś zaburzenia lub problemu.

A jeśli już o zachowanie chodzi, to bardzo ważne są sposoby na szybkie wyciszenie dzieci. U mnie sprawdzają się m.in. dobrze dopasowane piosenki. Na przykład taka:

Wyciszając głos, zwalniając tempo możemy dzieci wyciszyć do zera. Taki sam zabieg można zrobić z innymi piosenkami! Choreografia tak naprawdę zależy od grupy, może to być bardzo rozwijające i ciekawe zadanie na pierwsze zajęcia, ułożenie gestów do melodii i słów. Zdajmy się na pomysłowość dzieci!

Takie piosenki z pokazywaniem raczej wykluczają jednoczesne granie na instrumencie (choć z gitarą lub ukulele częściowo jest to możliwe), więc wygodne jest nagranie lub śpiewanie a capella, bez instrumentu. Gdyby jednak były potrzebne chwyty lub sam podkład muzyczny – dajcie znać, jest to do zrobienia:-)

Co dalej?

W kształcie moich zajęć zaletą nie są moje wybitnie umiejętności, bo uważam, że takich nie posiadam:-) (mogę jeszcze mnóstwo w swoim warsztacie pracy poprawić i staram się to robić na bieżąco), ale ilość możliwości powtórzenia danych zajęć. Przy pięćdziesięciu grupach można w ciągu tygodnia po kilkanaście razy przerobić dany konspekt i dzięki temu nieustannie go poprawiać i ulepszać. Dlatego dziś dodatkowo konspekt na pierwsze zajęcia dla zerówki, do pobrania tutaj:

Pamiętajmy jednak, że każdy konspekt jest tylko propozycją, zbiorem pomysłów, który musimy przepuścić przez wieeele dodatkowych czynników, by był dobry. Tymi myślami też planuję się kiedyś podzielić.

Bardzo ważne jest nasze nastawienie. Jeżeli nam nie podobają nam się nasze zajęcia, to jak mają podobać się naszym uczniom? Dla mnie jest to jasny wyznacznik: zajęcia, które prowadziłam i na których sama się nudziłam – oj, bywa tak, bywa – muszą „iść do zmiany”. Najlepsze są te katechezy, które rozwijają, uczą i ciekawią nie tylko dzieci, ale także nas! Wtedy czas spędzany w pracy jest czystą przyjemnością, a głosy z dywanu po informacji, że już kończymy, które brzmią: „co?! Tak krótko?!” albo „czy religia może być częściej?” są tylko potwierdzeniem naszych osobistych odczuć.

Tyle na początek. Mam nadzieję, że pierwsze zajęcia sprawią Wam i Waszym uczniom dużo radości. Jeśli chcecie, możecie się tym podzielić w komentarzu. Bardzo chętnie poczytam jak takie zajęcia wyglądają u innych.

Jeżeli uważacie, że to wartościowe treści – podajcie dalej do właściwych adresatów. Jeżeli chcielibyście konkretnych treści, opracowań tematów – napiszcie o tym. Jeżeli uważacie, że coś jest źle ujęte, nieprawidłowe, że to nie ma sensu – też napiszcie, wszystko to są dla mnie ważne informacje i chętnie sama się czegoś nowego nauczę i dowiem.

Szczęść Boże na nowy rok pracy!