Jestem wielką fanką instrukcji. I nie, nie chodzi o wnikliwe czytanie książeczki dołączonej do nowego telefonu czy mebli z pewnego skandynawskiego hipermarketu. Choć akurat te drugie są bardzo podobne do tych, które bardzo lubię – do instrukcji, które pomagają dzieciom na zajęciach. Dzisiaj kilka zdań na ten temat.
Samodzielność
Samodzielne dzieci to marzenie rodziców i nauczycieli. Na drodze do samodzielności możemy im albo pomóc, albo bardzo zaszkodzić – i to mimo jak najlepszych intencji! Nauka samodzielności wymaga czasu i żmudnego ćwiczenia zdobywanych umiejętności. Nie rodzimy się geniuszami, ba, nawet z podstawowymi czynnościami jako dzieci mamy ogromny problem. Chcą pomóc dzieciom, możemy niechcący zakłócić ich naturalny rozwój przez… niedopasowaną pomoc. Jakiś czas temu, podczas wizyty w restauracji, byłam świadkiem ciekawej, popularnej scenki. Lokal posiadał dwie części, oddzielone kilkoma schodkami. W jeden siedziała rodzina z dwójką dziewczynek (ok. 2 i 10 lat), w drugiej znajdował się kącik dla dzieci. Były w nim między innymi malutkie, kolorowe krzesełka. Dwulatka z wielkim upodobaniem przenosiła stołeczki po schodach, raz po raz, tam i z powrotem. Pilnował jej tata, który co jakiś czas chciał pomóc córce w tym ważnym (widocznie) zadaniu. Ale dziewczynka konsekwentnie powtarzała „ja siama, ja siama!”. Ani razu się nie przewróciła, a zabawa trwała dobre pół godziny (trzeba nadmienić, że nikomu z obecnych, nielicznych gości to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie).
Zawsze mnie zachwyca dążenie do samodzielności, które wykazują maluchy. „Ja siama, ja siam” to cudowny objaw autonomii. Zauważam również, że to pragnienie z wiekiem zaczyna przygasać. W mojej opinii jest to wina świata zorganizowanego przez dorosłych: „nie biegaj, bo się przewrócić”, „nie pomagaj mi, bo zepsujesz”, „ja to zrobię, będzie szybciej” – na pewno znany te słowa z domu i przedszkola. W szkole dochodzi jeszcze: „uczniom nie wolno tego robić, nie mogą pomóc przenieść ławek albo zanieść mleko dzieciakom na drugie piętro”. Rozumiejąc dobre intencje, które kryją się za takimi sformułowaniami, widzę jak krótkowzroczne one są. Samodzielne dwulatki przekształcają się w wyręczane sześciolatki, które same nie podejmują inicjatywy i zupełnie znudzone nastolatki, które unikają bycia „samodzielnym” w myśleniu i działaniu, bo „to się nie opłaca”. A przecież samodzielność daje wolność! Zabieranie dzieciom możliwości uczenia się na błędach, sprawdzania swoich rozwiązań czy mierzenia się z niepowodzeniem jest ogromnym nieszczęściem. Patrząc na to Bożymi oczami też widzimy, że Bóg „godzi się” na nasz grzech ze świadomością, że bez wolności i inicjatywy być może i nie popełnialibyśmy zła, ale kochać też nie bylibyśmy w stanie.
Odpowiedzialność i współpraca
W nauce samodzielności bardzo pomagają instrukcje. Dzieci uczą się analizowania i pracy bez nadzoru. Co więcej, pracują we własnym tempie! Nie potrzebują nauczyciela, który powie, co robić dalej, same mogą to sprawdzić. Bowiem instrukcje w przedszkolu nie muszą wykorzystywać słów, mogą być… obrazkowe. Każdy jest odpowiedzialny sam za siebie, a radość, która towarzyszy takiej pracy przewyższa zwykłe wykonywanie poleceń. Nagle okazuje się, że umiem, że potrafię zrobić o wiele więcej, niż myślałem, myślałam.
Dodatkową zaletą jest współpraca – często dziecko podnosi rękę, ponieważ faktycznie napotkało trudność i potrzebuje pomocy. Najczęściej zanim zdążę dojść do stolika, jakiś kolega albo koleżanka przejmują moją rolę, mówiąc: „ja ci pomogę, wiem, jak to zrobić!” Moja praca jest mniej intensywna, ale dzieci uczą się dodatkowych umiejętności – jak empatia, wrażliwość na innego, a także poczucie własnej wartości – potrafię coś zrobić i komuś to wytłumaczyć. Dzięki temu praca de facto idzie dużo szybciej. Sprawniejsze dzieci pomagają mniej sprawnym, bo wiedzą jak. I nikt się nie nudzi! No, może trochę nauczyciel, jeśli za nudę uznać podziwianie umiejętności swoich podopiecznych.
Przykłady
Jednym z pomysłów na instrukcje, który wykorzystałam, były korony na Chrystusa Króla – a pomysł dostępny jest pod tym linkiem:
Niemal dokładnie taką katechezę realizuję w pięciolatkach. Bardzo dobrze utrwala się w pamięci. Praca nad koronami trwa około 15 minut, przy 20 byłoby idealnie, przez półgodziny zrobili korony a’la corona clausa. Wyglądało to tak:
Natomiast w maju z zerówkami przygotowywaliśmy kwiaty da Maryi. Z instrukcji origami, dostępnej w Internecie:
Natomiast moim najnowszym ulubionym „hitem” okołoświątecznym są czapki biskupa Mikołaja. Są już nieco bardziej wymagające i skomplikowane, dlatego czas wykonania w zerówce to minimum 15 minut, optymalnie 20 (ze sprzątaniem).
Instrukcja dostępna tutaj:
Potrzebujemy jedną, białą kartkę A4 dla każdego dziecka, kredki, nożyczki i kleje. Na głowę dorosłego czapka jest zbyta mała, na przedszkolne główki pasuje idealnie – można z nimi biegać i skakać.
Wyglądają tak:
Dzieci bardzo lubią czapki-mikołajki. Żeby nie walczyć z tymi krasnalowymi, robimy te… biskupie. I zachwyt jest pełen. Jak mój nad instrukcjami.
Jak tworzyć instrukcje?
Żeby przeprowadzić katechezę z instrukcjami, potrzebujemy… instrukcji. Dzielę się na bieżąco moimi pomysłami, ale takie instrukcje można wykonać samodzielnie – rysując, kreśląc na komputerze lub (najprościej) robiąc zdjęcia poszczególnym etapom pracy i wywołując je. Następnie zdjęcia przyklejamy na szary papier i numerujemy kolejność działania. Tego typu instrukcje będzie można zastosować nawet w trzylatkach! Pod warunkiem że poziom trudności zadania będzie dostosowany do takich dzieci.
Samodzielność, odpowiedzialność i współpraca to filary, na których budujemy swoje poczucie wartości i umiejętności. Warto dzieciom pozwolić je rozwijać.
Jeżeli podobają Ci się powyższe pomysły i materiały Teologii na dywanie, możesz postawić kawę za zachętę do dalszej pracy. Wszystkim dotychczasowym stawiaczom kawy bardzo dziękuję, będzie pysznie! Link poniżej:
Andrzej Kielian
świetny tekst. dewizą Montessori: Pozwól mi zrobić to samemu!